Archiwum 06 kwietnia 2004


kwi 06 2004 Can you feel my love buzz?- coś o Kurcie...
Komentarze: 8

 

 

I po raz kolejny siedzę nad kartką próbując coś napisać.  W międzyczasie zajadam się jakimś sosem z chlebem. Niby mało wytrawne danie, ale czy wszystko zawsze musi mieć taką piękną formę? Odpowiedź jest prosta i oczywista- nie.

 

 

Y, kurde. Hehe. Dziwne, że piszę o takich pierdołach. Od jakiś 3-ech tygodni próbuję sklepić jakąś konkretną notkę, ale za każdym razem kończy się to fiaskiem. Jeśli tak dalej pójdzie to będę pisać raz na dwa miesiące i zapewne będzie to o tym, jak spędziłem święta czy coś w tym stylu. Nie jest dobrze...

 Niestety tymczasem ja zniżyłem się do poziomu pisania o własnej „bezpłodności pisarskiej”. Kurde! Wiem, że pisanie o pisaniu nie ma sensu, ale jednak to robię. A tak naprawdę, to jakby się zastanowić nad sensem blogów, to można dojść do wniosku, że na każdym jest to samo. W przeciętne dni takie jak sobota czy poniedziałek itp., można znaleźć tam zapiski o tym co każdy robi. I jaki to ma sens? Przecież prawie każdy chodzi do kina, jest zły na nauczycieli itd. Po prostu nic oryginalnego. A jak już się ktoś pokusi o tzw. felieton albo coś jeszcze to i tak każdy może pójść w jego ślady. Mamy tu błędny łańcuszek. Z lewej do prawej, z prawej do lewej. Kółeczko. Zapewne nawet takich notek jak ta jest od cholery w tym ---- Internecie. A może to tylko ja jestem takim pesymistą? Nie wiem, być może powinienem więcej blogów pooglądać. Czyżby kopiowanie czegoś mogło być zabawne?...

 

 

Cóż, w poniedziałek wszyscy fani Nirvany obchodzili śmierć lidera tego zespołu- Kurta Cobaina. Przepraszam, że dopiero teraz to piszę, ale wcześniej naprawdę nie miałem czasu. Tymczasem ja sobie daruje pisanie o tym, bo każdy kto kocha lub szanuje ten zespół musi doceniać role jaką odegrał Cobain w dziejach muzyki rockowej, a jak ktoś nie lubi tego zespołu, to proszę, niech zrobi mi przysługę i nie czyta tej notki. Tak więc nie rozwodząc się nad tą sprawą powiem tylko, że chodziłem po całym domu szukając kasy (tak to jest jak się kiesszonkowego nie dostaje regularnie), aby kupić sobie nowy numer Teraz Rocka z artykułem o Kurcie. Poza tym oglądałem „speszial” na VIVIE (po raz kolejny leciał ten sam materiał o Nirvanie. Zrobiliby coś nowego).... Ech, Cobain był postacią tragiczną, a jego samobójstwo wyrazem rozpaczy, ale w tym wszystkim jest jeden cholernie duży minus- Frances Bean, córka Cobaina, jakieś dwa lata młodsza ode mnie, musi teraz żyć bez ojca o którym wie prawie wyłącznie ze skandalicznych, tanich artykułów z gazet- tak, wiem, że jest to żałosne. Musi się ona także użerać teraz z matką-narkomanką.... Szkoda mi jej...

 

 

No ale kończąc ten smutny nastrój napisze co u mnie. Taa, dobrze nie jest. To znaczy z moim zdrowiem nie jest dobrze- na stopie wyrosło mi takie gówno zwane brodawką wirusową (?) i muszę iść na operacje żeby mi to wycieli. Kurczaki! Ja po tym nie będę mógł przez jakiś czas chodzić, więc nici z wyjazdu do Rybnika na święta. Miałem pojechać do Rybnika żeby wypożyczyć (bo tak bibliotekę muzyczną mają!)sobie jakieś albumy Zeppelinów lub Purpli i nie tylko, a tu czeka mnie tydzień nudy i przez parę pierwszych dni nie będę mógł chodzić :(

 

 

A kończąc o zdrowiu- w poprzedniej notce pisałem coś o Adzie (niektórzy „głupcy” wzieli ją za moją dziewczynę). Co ja mogę mówić- jest pięknie. Dawny nastrój zaprawdę nie wrócił, i już nie wróci, ale i tak jest nieźle. A nastrój nie wróci bo Adka po prostu zbyt się skumplowała z taką jedną, co ma u mnie tytuł Puszczalskie Blondyny (gratuluję wyróżnienia). I po prostu nie widzę sensu  w tym, żeby z nią o Ade rywalizować bo wtedy by znów sobie pomyślała, że się podwalam. Cóż, być czy mieć?

 

 

Poza tym zaczyna się wiosna, ja nabieram coraz więcej chęci do życia....

 Pogodziłem się z Kaśką!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Liczba wykrzykników może jest trochę za duża, ale ja się z tego niezmiernie cieszę, bo od listopada nie miałem z nią zbyt dobrych kontaktów. Cieszę się!

 

           

            Następny temat: Uwaga! Achtung! Wnimajnie! Wasz arcymistrz Camel po raz pierwszy od roku wstąpił do wielce przezeń znienawidzonych salonów fryzjerskich. A już pisząc normalnie: skrócili mi je o jakiś centymetr i konkretnej różnicy nie widać, ale nie będę mógł już łapać sobie ich w kitkę. Cóż, biorąc pod uwagę to, że już zaczynały mi wypadać to zrobiłem dobrze...

 

 

Pozdrawiam wszystkich ludków na tym pięknym świecie i żegnam!

 

inutero1994 : :