Komentarze: 2
Wzloty i upadki- Pół-feliton o nadziei, i pożegnanie z Adą...
"Nadzieja jest tylko sztuczką pozwalającą przebrnąć przez prawdziwa bezcelowość życia..."
autor nieznany
Takie hasło znalazłem na blogu Kresskuffki. Żebyście mnie zrozumieli muszę zacząć od tego, że jej blog mam zapisany na dysku, ale oczywiście nie o zawartości mego dysku będę pisać...
„...przez prawdziwą bezcelowość życia”. Tutaj się niestety nie zgodzę. Życie ma cel. Dla każdego cel ten jest inny. Są osoby chcące zostać politykami (moje fuj subiektywne), nauczycielami, dziennikarzami lub muzykami. Pomijam fakt, że niektórzy chcą zostać bezrobotnymi (lub przynajmniej ku temu dążą). Wiele osób nie ma celu, wręcz dryfuje i daje się ponieść wiatru. Posiadanie celu jest bardzo ważne chociażby po to by się nie „stoczyć”
(czyli nie zostać np. alkocholikiem). Nie ważne jest co chce się osiągnąć, ważne by do tego dążyć. Może nie jest to często zauważane, ale to ma na celu dążenie do lepszego jutra i kształtowanie swej osoby. Taka postawa zyskała popularność w krajach wschodnich (czyli po prostu joga i buddyzm). Co dziwne nawet wiele osób w krajach zachodnich coraz częściej rezygnują z bogatego życia i wchodzą na taką „klasztorną” ścieżkę (zauważyliście, że zachód fascynuje się wchodem i odwrotnie?). Może to ma podstawy w tym, że wiele osób jest zagubionych w tym pędzącym życiu i szuka jakiegoś odpoczynku, ucieczki od biznesu, polityki, itd. Ogólnie wiele osób z miast osiedla się na wsi, by właśnie tam znaleźć spokój (np. przy dojeniu krowy :) Ech.. Zboczyłem z tematu... O celach nie będę się zbytnio już rozpisywać. Po prostu zachęcam każdego, aby znalazł chwile i zastanowił się nad tym dokąd tak biegnie.
Hmm. Pierwsza część hasła dotyczy nadziei, będącej wg wielu matką głupich. Ostatnio chyba także ja dołączyłem do tego grona, aczkolwiek umiarkowanie. W tej części notki napiszę także coś z mojego i Fredka życia prywatnego.
Otóż nie tak całkiem dawno ja i Fred mieliśmy dwie bardzo dobre kumpelki. Można by powiedzieć, że były one na dobre i na złe. Nazywały się one odpowiednio Ada i Ola. Cóż, i tym razem nadzieja okazała się matką głupich...
Michał i ja uwielbialiśmy spędzać z nimi czas. I w końcu to się zemściło. Pewien piątek ja spędziłem praktycznie w całości z Adą, ponieważ stan klasy wynosił 10 osób (zwolnieni z powodu występu). Piątek mijał bardzo miło, aż w końcu po weekendzie przyszedł poniedziałek i... nie odzywała się cholera jedna! Dopiero na siódmej lekcji przyszedł do mnie kumpel z klasy i wdzięcznie i poetycko uświadomił mnie, że A. mnie już nie lubi, bo się do niej podwalam! Tak więc z tego co widzę to człowiek chcący być miły i wybić się z tej hołoty, musi zostać poniżony i strącony do niej z powrotem. Po prostu ludzie nie tolerują wzajemnej miłości do bliźnich (ale to zabrzmiało:), a co niektórzy wręcz jej nie chcą lub jeszcze gorzej, po prostu ją wykorzystują, a jak przychodzi czas, to nie potrafią podać pomocnej dłoni...
Tak więc przedstawia się moja sytuacja z Adą. Warto jeszcze wspomnieć, że jakiś tydzień po tym wszystkim spytałem się jej, czy cały czas się na mnie denerwuje. I zgadnijcie co mi odpowiedziała: Nie, już mi przeszło. I bardzo majestatycznie (wręcz bezczelnie) odwróciła się do mnie tyłem i wyszła z szatni. Po tym wszystkim mogę śmiało stwierdzić, że z wielką chęcią dopisuję ją do listy osób, które mogą mnie po prostu POCAŁOWAĆ W DUPE...
A teraz, że miałem coś napisać o Fredzie, ale nie chciałbym pisać moich doświadczeń w innej wersji, więc po prostu stwierdzę, że Ola go olewa i znalazła sobie chłopaka, który jest starszym od niej o 3 lata, obleśnym, grubym karłem. Ja i Fred mieliśmy nadzieję, że ona ma więcej gustu... I pomyśleć, że Ola mogła chodzić z *(no i więcej nie dokończę)...
No to po przeczytaniu tych śmiałych zapisków o rozterkach dwóch starszych panów świeżo po 14-stce możecie zapytać: co to ma wspólnego z nadzieją?! Ano to, że obaj mieśmy nadzieję, że to nie jest jeszcze koniec. Cóż, głupi byliśmy...
Podsumowując: to doświadczenie nauczyło mnie jednego- nie licz ani na szczęście, ani na innych, ani nie opieraj się na nadziei. Po prostu to MY musimy coś zrobić, nie zawsze zważając na innych. Po prostu być jednostką; która nie bieże życia od strony co świat może zrobić dla mnie, lecz co ja mogę zrobić dla świata.
PS. Po tym wszystkim mam A. głęboko w dupie, i nie chcę tego zmieniać. Po prostu mi nie zależy... A urodziny miałem 7-go...
Pozdrowienia dla:
Żanetki- teraz jak sobie założyłem tego maila, to mogę sobie z nią popisać! A. i O.- no cóż, no comments. Po prostu nie jestem takim chamem, żeby ich tu nie wpisać. Kuby, Badyla, Lela, Czołga, Wiśni, Gibona, Plastusia i wielu innych bliskich mi ludzi... A! jeszcze dla Freddiego, bleach 1989(napisz mi jeśli masz maila), Kreskuffki, Nevermind 1991, ja_nemo, i całej reszty tych wspaniałych ludzi na Blogi.pl!
Kamil „Camel”
Dziś jest niedziela, 14 marca 2004 itd. Po prostu kończy się weekend i chce mi się rzygać na myśl o tym, że jutro idę do szkoły...
Jeśli czytaliście poprzednią notkę, to wiecie gdzie spędziłem sobotę&niedzielę. Po dodaniu tamtej notki pojechałem jeszcze na czeską granicę, i przemyciłem razem ze starymi trochę sake.... ;)
Jak wyjeżdżałem, to spytałem się Żanetki (przez smsa oczywiście), czy nie pożyczyłaby mi swej gitary. I wszystko by było ok. gdyby nie fakt, że moi starsi nie za bardzo się na to zgadzali. Ale koniec końców wujaszek sam mi ją wlepił w łapska i nie mieli wyjścia jak po prostu skapitulować. Tak więc gitara, pudło, bardzo ładna. Ma taką fajną czarną „łezkę”, niestety ma też mały problem-od 9-go progu przestaje czysto łapać dźwięki, bo gryf jest lekko wygięty. Ale w sumie to i tak bardzo ładna gitarka...
Tak więc nie wiem za bardzo co wam kochani jeszcze napisać. Jest to już trzecia notka pisana o byle gównie, ale następna na pewno będzie już poważniejsza... Pozdrawiam wszystkich!
...i założyłem też maila-zeppelin4@op.pl
Tak więc jak wskazuje nagłówek jestem w Rybniku. Wyjechałem z domu w Piątek i... na miejscu byłem po 4h. Przejeżdżałem przez m.in. Sosnowiec....
A tymczasem ja siedze sobie w realu, dorwalem jakieś stanowisko z internetem i pisze notke.
Co więcej?...
Hmm... Przesłuchałem pare płyt którymi dysponuje Żanka. Ostatnia była Sepultura "Roots". Mocne granie.
Nie wiem co pisać i w ogóle więc po prostu spadam...
Tak. Miałem nie pisać zbyt wiele w tym miechu, ale zmieniłem zdanie. Jak nabiję zbyt duży rachunek, to i tak ja nie będę za niego płacił (co najwyżej oberwę za niego :)
A teraz w związku, że dziś jest piątek, i jak dla mnie kończy się tydzień, mam nareszcie co opisywać.(!) Otóż dokładnie tydzień temu, czyli za bardzo zamierzchłych czasów, dowiedziałem się, że w mym (bardzo) małym miasteczku organizowany jest koncert metalowy... no... no... nie ukrywam, że się zdziwiłem, bo przeważnie to jest tu kulturowe pustkowie. Cena wstępu to siedem złotych. Z początku nie za bardzo do tego podszedłem. Myślę sobie: co ty, biedny Camelu, będziesz robić na takim darciu mordy. I myślałem tak aż do dziś. Ludziska wokół strasznie mnie namawiają, wielu (z niewielu) metalów tego miasta już zapowiedziało swą obecność. No cóż, ja jako czołowy przedstawiciel już prawie zanikłego hippisostwa czułbym się tam... chyba nieźle. I tak większość osób niewtajemniczonych w kręgi muzyczne ma mnie za metala. A wracając do tematu- koncert odbywa się jutro, mi brakuje 2 zł i ,co najgorsze, nie mam z kim iść... Może by tak Fredka? Nie, on chyba nie zechce...
A tymczasem dziś po lekcjach wypożyczyłem z biblioteki dwie jakieś książki. Czytać zacznę wieczorem, zobaczymy, czy kręci mnie fantasy...
Powoli zaczynam swoją kadencję didżeja J w szkolnym radiowęźle. Tydzień temu (bo w piątki można puszczać swe kawałki) dostałem się do ściśle chronionego miejsca w podziemiach mej budy- do pomieszczenia z radiowęzłem. Jest to przez wszystkich znienawidzona sieć kabelków, przez którą ta jędza dyrektorka pieprzy zawsze jakieś głupoty o tym, jak to ci trzecioklasiści fatalnie się zachowują. No.. zdarzało się też, że puszczą disco. W każdym razie Kultura Szkolna (albo jej brak) nienawidziła tego ******(ja też jestem Coollturą). Wracając do tematu- wszedłem do tego okropnego pomieszczenia i jak najodważniejszy z odważnych, zapytałem czy nie puściliby Led Zeppelin. Dostałem miłe skinienie i pozostawiłem płytę wychodząc z jamy smoka i zasłuchując pięknych dźwięków Zeppelinów. Tak było tydzień temu. Dziś natomiast, zbliżając się do tego miejsca zbrodni i mając za sobą Freddiego i Badyla, z wielkim entuzjazmem zapytałem, czy nie puściliby Purpli. No i to też dało radę. Pokonałem smoka, zwanego przeze mnie radiowęzłowym dicho!
....w taki (mam nadzieję) w miarę zabawny sposób chciałem tylko powiedzieć, że powoli zaczyna mi się podobać ten węzeł (radio).... J
To tyle z tego tygodnia. I zapomniałbym napisać, że oddałem też wypracowanie z polaka o moim zasranym mieście... J